Ryby bez oczu i ze zmianami skórnymi w Zatoce PuckiejMakabryczne zdjęcia ryb z Zatoki Puckiej. To przez zanieczyszczenia? Eksperci rozkładają ręceNawet 60 proc. ryb z ostatnich przyłowów jest złej jakości - mówi prezes stowarzyszenia "Nasza Ziemia", które opublikowało zdjęcia zwierząt z różnymi uszkodzeniami. Dodaje, że sytuacja zaczęła się pogarszać, kiedy rozpoczął się zrzut tzw. ścieku solankowego w ramach inwestycji PGNiG. Firma się broni. Jaka naprawdę jest przyczyna problemów z rybami? Na razie nie wiadomo.
fot. Stowarzyszenie Ekologiczno-Kulturowe 'Nasza Ziemia'
Sprawę zdeformowanych ryb wyłowionych z Zatoki Puckiej, o których pisały media i organizacje ekologiczne, nagłośnił w swoim w wpisie na Facebooku Jakub Abramczuk.
https://www.facebook.com/photo
Zdjęcia ryb zamieściło na Facebooku Stowarzyszenie Ekologiczno-Kulturowe "Nasza Ziemia". Poinformowało, że o sprawie niezwłocznie została zawiadomiona policja i Wojewódzka Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna. Jak zostało podkreślone we wpisie, "sytuacja jest dramatyczna". Wcześniej na profilu ukazywały się zdjęcia i informacje na temat dorszy, które po wyłowieniu z Bałtyku są zarobaczone, owrzodzone i mają poparzenia.
https://www.facebook.com/stowarzyszenienaszaziemia
Marcin Buchna, prezesa stowarzyszenia "Nasza Ziemia".Najwięcej obrażeń widocznych jest na rybach dennych, czyli flądrach. Ale oczywiście zdarza się, że ryby pelagiczne, takie jak śledzie, również nie mają tkanek ocznych i mają zmiany skórne
- opisywał w rozmowie z Gazeta.pl.Ekolodzy: winny zrzut solanki przez PGNiG
Marcin Buchna podkreślił, że obecnie w zatoce jest bardzo mało ryb. Tłumaczył, że zauważalny spadek populacji występuje szczególnie na łowiskach znajdujących się w pobliżu strefy zrzutu do wody solanki. Ta powstaje w trakcie budowy podziemnych magazynów na gaz na terenie gminy Kosakowo pod Gdynią. Odpowiedzialne za to jest PGNiG. Prezes "Naszej Ziemi" stwierdził, że obecnie "to zjawisko się potęguje". Poinformował, że członkowie stowarzyszenia byli świadkami i mają nagrania, które potwierdzają, że nawet 60 proc. ryb z ostatnich przyłowów jest chora i złej jakości.Ekosystem ma swoją określoną pojemność. Do 2012 roku z raportów oraz stanu faktycznego wynikało, że było tu piękne i bogate życie. Były bardzo dobre wyniki wśród rybaków. Jeżeli ta pojemność zostanie przekroczona, a mówimy tutaj o zanieczyszczeniach, to wiadomo, będą konsekwencje takie, jak obecnie. I widać, że wynikają one ze złego stanu środowiska
- powiedział Buchna.Tematem zajęła się także "Polityka". Jak podała, to, co trafia do wód Zatoki Puckiej, nosi urzędową nazwę "ścieków przemysłowych". Te z kolei podlegają opłatom. Jednak PGNiG nie płaci. Marzena Sobczak, dyrektor Departamentu Środowiska i Rolnictwa w Urzędzie Marszałkowskim, powiedziała "Polityce", że zostanie wszczęte postępowanie w tej sprawie.
Szkodliwa solanka? "Badania dowodzą braku negatywnego wpływu"
W sprawie zarzutów, że to solanka powoduje spadek i choroby wśród ryb Zatoki Puckiej skontaktowaliśmy się z Gas Storage Poland, operatorem systemu magazynowania utworzonym przez PGNiG. Piotr Wojtasik, Dyrektor Biura Komunikacji i Spraw Personalnych, powiedział, że te informacje są nieprawdziwe. Podkreślił, że chodzi o inwestycję strategiczną z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa, a co za tym idzie - całego społeczeństwa. Dodał, że jest ona objęta monitoringiem środowiskowym.Jest inwestycją wzorcową w odniesieniu do dbałości o środowisko naturalne. Dowodem jest monitoring środowiskowy, prowadzony od ponad 10 lat, który jednoznacznie dowodzi braku negatywnego wpływu solanki na środowisko naturalne Zatoki Puckiej
- tłumaczy Wojtasik.Monitoring, o którym mówi przedstawiciel Gas Storage Poland prowadzony jest przez instytuty naukowo-badawcze, m.in. Instytut Budownictwa Wodnego PAN w Gdańsku, Instytut Oceanologii PAN w Sopocie czy IMGW PIB w Gdyni. Otrzymaliśmy listę wniosków przedstawionych przez jednostki badawcze podczas konferencji prasowej odbywającej się w styczniu 2018 roku w Gdańsku. Wynika z nich m.in., że w rejonie zrzutu solanki jest dobre natlenienie wody morskiej, a "wyniki pomiarów zasolenia świadczą o minimalnym i ograniczonym przestrzennie wpływie solanki na wody Zatoki Puckiej".
Wojtasik stwierdził, że od wielu lat skład solanki jest znany. Powiedział, że "pod kątem makroelementów" badana jest raz na tydzień, a wyniki przekazywane są do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Gdańsku.
Od czerwca 2018 roku spółka prowadzi systematyczne badania zawartości metali ciężkich w solance wprowadzanej do Zatoki Puckiej, które, jak podkreśla Wojtasik, nie są wymagane. Twierdzi, że "wyniki przeprowadzonych badań wskazują, że stężenia metali w badanych próbkach solanki są na bardzo niskim poziomie i nie przekraczają wartości granicznych według norm". Stwierdzono również, że w sąsiedztwie zrzutu solanki zaczęły pojawiać się rośliny zakorzenione, a ich obszar stopniowo się powiększa. Wskazywać to ma na poprawę stanu środowiska w tym rejonie.
Niedostępny raport
Pół roku temu tygodnik "Polityka" poprosił Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej o udostępnienie wyników badań przeprowadzonych przez Morski Instytut Rybacki. Tygodnik dowiedział się jedynie, że ryby z zatoki były bezpieczne dla ludzi i że "nie stwierdzono w nich przekroczenia najwyższych dopuszczalnych poziomów zanieczyszczeń".O udostępnienie wyników ekspertyzy MIR-u w trybie dostępu do informacji publicznej zwróciło się także stowarzyszenie "Nasza Ziemia". Organizację poinformowano, że powinna zwrócić się w trybie dostępu do informacji o środowisku. Do tej pory raportu nie udostępniono. W uzasadnieniu można było przeczytać, że potrzebne są jeszcze dodatkowe badania, aby potwierdzić to, co do tej pory znalazło się w raporcie.
Ekspertka: Brak oczu? Możliwa wina rybaków
Wypowiedzi na temat złego stanu ryb wyławianych z Zatoki Puckiej udzielił dr hab. inż. Joanna Szlinder-Richert, prof. MIR-PIB.Ryby prezentowane przez "Naszą Ziemię" były łowione w żaki wystawiane na 48 godz. Nie jest to metoda właściwa do oceny ich stanu zdrowia. W przypadku niektórych ryb, przekazanych pracownikom MIR-u, zwłaszcza śledzi, stwierdzano wyczuwalny zapach rozkładu. Na podstawie oględzin można jedynie przypuszczać, że część uszkodzeń powstała w sposób mechaniczny we względnie krótkim czasie przed wybraniem połowu.
Dr hab. inż. Joanna Szlinder-Richert podkreśliła, że owrzodzenie może być efektem infekcji wtórnej. Tej z kolei może sprzyjać obserwowana obecnie stosunkowo wysoka temperatura wody.Nieznane są przyczyny ubytków tkanki ocznej. Jednak pracownicy MIR-u zauważyli, że rybacy w trakcie wyciągania żaka z wody na łódkę za pomocą motopompy i węża wypłukują meduzy silnym strumieniem wody. Silny strumień wody, co zaznacza prof. MIR-u, może powodować uszkodzenia oka śledzi, których efektem są widoczne zakrwawienia, łącznie z wypłukaniem ich z oczodołów.
Dr hab. inż. Szlinder-Richert zaznacza, że nie można wyciągać wniosków na podstawie połowu, co do którego nie jest znany pełen zakres informacji jak: lokalizacja narzędzia połowowego, czas ekspozycji narzędzia, typ narzędzia, całkowita wielkość połowu i sposób pobierania próby. Od września prowadzone są badania. Mają potrwać do połowy 2021 roku.
Dopiero dane ilościowe pozwolą na ocenę czy skala występowania zjawisk chorobowych u ryb poławianych w Zatoka Puckiej jest alarmująca
- mówi."Póki nie ma danych naukowych, nie mamy o czym dyskutować"
O konsekwencje zrzutu ścieku solankowego do Zatoki Puckiej zapytany został dr. hab. Mariusz Sapota, profesor Uniwersytetu Gdańskiego z Pracowni Ichtiologii:To może mieć różne konsekwencje, tego nie wiemy. Natomiast wiemy, że zrzut solanki powinien odbywać się, i nie mamy żadnych dowodów świadczących o tym, że się nie odbywa, zgodnie z zasadami, na które uzyskano pozwolenie środowiskowe. (...) Nie znam żadnych opracowań, z których wynikałoby, że zrzut ten spowodował takie, a nie inne zmiany. Oczywiście, to nie znaczy, że takiego wpływu nie ma.
Dr hab. Mariusz Sapota powiedział, że sprawa ta wymaga "dalszych wszechstronnych badań", ponieważ "nie ma sprawozdań naukowych, które świadczyłyby, że sytuacja w Zatoce Puckiej jest krańcowo zła albo, że jest inna niż ta, którą obserwujemy w innych rejonach Bałtyku". Dlatego właśnie, według dr. hab. Sapoty, nie można ufać wszystkim informacjom, które pojawiają się w internecie. Stwierdził, że póki nie ma danych naukowych, to "nie mamy o czym dyskutować".